środa, 25 listopada 2009

Światowy Dzień Pluszowego Misia



tradycja świętowania Dnia Misia oczywiście nie jest polska, wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, ale uznałam, że to dobry pretekst żeby pokazać moich przyjaciół.

Kiedyś było ich dużo więcej, ale w miarę przybywania lat moich i misiowych, uznałam, że i w tej kwestii należy zrobić porządek. Zostawiłam tylko te najmilsze memu sercu, chociaż wybór był bardzo trudny…







sobota, 21 listopada 2009

Jak powstaje przepis?



Jak powstaje przepis?
Zastanawiam się na tym nie od dzisiaj. Ale do kolejnych rozmyślań natchnęła mnie sytuacja, kiedy to niedawno na torebce mąki żytniej zobaczyłam przepis na chleb na zakwasie. Niby nic dziwnego, ale zastanowiło mnie, że była tam mowa o cieście zakwaszonym i cieście właściwym. Ciasto zakwaszone...

Kiedy mniej więcej sześć lat temu zaczęłam się interesować pieczeniem na zakwasie wymyśliłam naprędce te nazwę. Nie byłam z niej całkowicie zadowolona, ale rozmyślania nad bardziej trafną zostawiłam sobie na później.

To był trudny okres dla mnie, właśnie z dnia na dzień zwolniono mnie z pracy w ramach redukcji w dużej korporacji i nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nagle tak dużo wolnego czasu i niewiele w planach.
A że kuchnią interesowałam się bardzo, a pieczeniem w szczególności, postanowiłam zgłębić tajemnice zakwasu, który stawał się modny i pożądany na wielu forach kulinarnych..
Ci, którzy znają mnie z początków na forum cincinowym, pamiętają pewnie jak wklejałam długie i trochę nudne elaboraty na temat zakwasu tłumaczone głównie z jezyka niemieckiego. Wyobrazcie sobie, że mam jeszcze z tamtych czasów kilkadziesiąt, a może i więcej stron tych tłumaczeń.
Wtedy właśnie powstało to nieszczęsne „ciasto zakwaszone” dosłownie tłumaczone z „Sauerteig” lub "sourdough”, które z czasem jednak zastąpiłam polskim zaczynem.

W tej chwili staram się na każdym kroku wprowadzać polskie nazwy:
zaczątek zamiast starter,
uwodnienie zamiast hydracja,
zaczyn a nie ciasto zakwaszone,
no i jeszcze nasza piękna zaparka i namaczanka.

Nazwy te istniały w polskim języku od dawna, trzeba było tylko głębiej pogrzebać.
No i pomyślałam sobie z przyjemnością, jakie koło zatoczył przepis, który odnalazłam kilka dni temu na torebce mąki:

400g ciasta zakwaszonego i 400g mąki.

A przepis na ten najprostszy chleb wygrzebałam kiedyś na niemieckim forum p.Pöta. Siedział sobie tam zupełnie nie zauważony i przez nikogo nie komentowany, jako chyba chleb mleczny, wśród innych, dużo ciekawszych.
Wyciągnęłam go na światło dzienne i dałam mu „nowe życie” trochę zmieniając dodatki, np. maślankę na wodę. I tak powstał „chleb codzienny” najłatwiejszy i najbardziej lubiany przez początkujących.




Na szczęście przepisy kulinarne nie podlegają prawu autorskiemu i nikt tak naprawdę nie powinien uzurpować sobie praw do jakiegoś przepisu . Przecież gdyby tak było, to nie powstawałyby ani nowe książki kucharskie ani fora kulinarne. Każdy, kto chociaż trochę potrafi gotować, biorąc nowy przepis dodaje mu coś od siebie, nie mówiąc o tym, że zmienia go dając mu nową formę literacką. Nie mówię tu oczywiście o ewidentnych plagiatach, kiedy ktoś zrzyna słowo w słowo tekst i zdjęcie, zabierając cudzą pracę i wstawia przepis, jako swój.


Ja jestem zawsze bardzo zadowolona, kiedy rozpoznaje choćby cząstkę „niby-mojego” przepisu. To, że poszedł sobie w świat, dostał trochę nową formę i cieszy innych. To powód do dumy i satysfakcji.