sobota, 21 listopada 2009

Jak powstaje przepis?



Jak powstaje przepis?
Zastanawiam się na tym nie od dzisiaj. Ale do kolejnych rozmyślań natchnęła mnie sytuacja, kiedy to niedawno na torebce mąki żytniej zobaczyłam przepis na chleb na zakwasie. Niby nic dziwnego, ale zastanowiło mnie, że była tam mowa o cieście zakwaszonym i cieście właściwym. Ciasto zakwaszone...

Kiedy mniej więcej sześć lat temu zaczęłam się interesować pieczeniem na zakwasie wymyśliłam naprędce te nazwę. Nie byłam z niej całkowicie zadowolona, ale rozmyślania nad bardziej trafną zostawiłam sobie na później.

To był trudny okres dla mnie, właśnie z dnia na dzień zwolniono mnie z pracy w ramach redukcji w dużej korporacji i nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nagle tak dużo wolnego czasu i niewiele w planach.
A że kuchnią interesowałam się bardzo, a pieczeniem w szczególności, postanowiłam zgłębić tajemnice zakwasu, który stawał się modny i pożądany na wielu forach kulinarnych..
Ci, którzy znają mnie z początków na forum cincinowym, pamiętają pewnie jak wklejałam długie i trochę nudne elaboraty na temat zakwasu tłumaczone głównie z jezyka niemieckiego. Wyobrazcie sobie, że mam jeszcze z tamtych czasów kilkadziesiąt, a może i więcej stron tych tłumaczeń.
Wtedy właśnie powstało to nieszczęsne „ciasto zakwaszone” dosłownie tłumaczone z „Sauerteig” lub "sourdough”, które z czasem jednak zastąpiłam polskim zaczynem.

W tej chwili staram się na każdym kroku wprowadzać polskie nazwy:
zaczątek zamiast starter,
uwodnienie zamiast hydracja,
zaczyn a nie ciasto zakwaszone,
no i jeszcze nasza piękna zaparka i namaczanka.

Nazwy te istniały w polskim języku od dawna, trzeba było tylko głębiej pogrzebać.
No i pomyślałam sobie z przyjemnością, jakie koło zatoczył przepis, który odnalazłam kilka dni temu na torebce mąki:

400g ciasta zakwaszonego i 400g mąki.

A przepis na ten najprostszy chleb wygrzebałam kiedyś na niemieckim forum p.Pöta. Siedział sobie tam zupełnie nie zauważony i przez nikogo nie komentowany, jako chyba chleb mleczny, wśród innych, dużo ciekawszych.
Wyciągnęłam go na światło dzienne i dałam mu „nowe życie” trochę zmieniając dodatki, np. maślankę na wodę. I tak powstał „chleb codzienny” najłatwiejszy i najbardziej lubiany przez początkujących.




Na szczęście przepisy kulinarne nie podlegają prawu autorskiemu i nikt tak naprawdę nie powinien uzurpować sobie praw do jakiegoś przepisu . Przecież gdyby tak było, to nie powstawałyby ani nowe książki kucharskie ani fora kulinarne. Każdy, kto chociaż trochę potrafi gotować, biorąc nowy przepis dodaje mu coś od siebie, nie mówiąc o tym, że zmienia go dając mu nową formę literacką. Nie mówię tu oczywiście o ewidentnych plagiatach, kiedy ktoś zrzyna słowo w słowo tekst i zdjęcie, zabierając cudzą pracę i wstawia przepis, jako swój.


Ja jestem zawsze bardzo zadowolona, kiedy rozpoznaje choćby cząstkę „niby-mojego” przepisu. To, że poszedł sobie w świat, dostał trochę nową formę i cieszy innych. To powód do dumy i satysfakcji.

6 komentarzy:

  1. piękna opowieśc ...

    o tym, że jestes guru chlebowym dowiedzialam sie na cincin kiedy rozpoczęłam przygodę - bylas ekspertem, takie osoby jak ja mogly tylko podążac Twoim śladem

    mi jednak zabrakło motywacji by się rozwijac w tym kierunku - poza tym niebezpieczne bylo pieczenie nocne (dla ewentualnego tycia) - a tylko wtedy wracalam z pracy i moglam sie tym zajac - nie moglam wtedy oprzec sie choc kromce chleba z maslem...

    podziwiam Cię Mirabbelko, za Twoją szeroką wiedzę

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. chodzilo oczywiscie o przygodę z domowym pieczeniem chleba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. podziwiam i rozsyłam stronę do moich znajomych

    OdpowiedzUsuń
  4. Mirabbelka fajnie to napisałaś i wiesz co ja bardzo podziwiam twoja wiedzę , ja w praktyce sobie radzę chlebowej ,ale w teorii jestem ,,cienki Bolek"

    OdpowiedzUsuń
  5. Margot, mysle, że jak zwykle jestes zbyt skromna :)) poza tym wiesz tak jak ja, że to nie teoria czyni piekarza, ale te setki upieczonych przez nas chlebow

    OdpowiedzUsuń
  6. Mirabelko, elaboraty czasem przerażają, ale z drugiej strony uczą pokory i cierpliwości. Ja za to mam cały czas Twoją chlebową książkę, którą podarowałaś mi na spotkaniu i cenna jest dla mnie pewnie podobnie jak dla Ciebie Twoje misie :) I pamiętam jeszcze moje pieczenie niemal 'on-line' na cinie jednego z żytnich chlebów wg Twojego przepisu. Myślę, a właściwie jestem pewna, że właśnie wtedy, dzięki kilku osobom, zaczęła się nowa moda, która bije wszystkie inne na głowę. To chyba nigdy się nie nudzi i nigdy nie traci sensu. A co do przepisów - często jak w środku nocy albo rano, jeszcze nieprzytomna, mieszam wodę z mąką, myślę o tym, że "wszystko już było" i czasem mam wrażenie, że przerobiłam już wszystkie kombinacje pszenna-żytnia. A przez te wszystkie lata nauczyłam się pokory i cierpliwości, której wcześniej mi brakowało. Dziękuję Ci za te elaboraty i przecieranie ścieżek. I za ciasto zakwaszone :)

    OdpowiedzUsuń